Czytałem kiedyś o dwóch podróżnikach, którzy przemierzali bajecznie kolorowy las w historycznej krainie Bengalu. W pocie czoła przedzierali się przez pierwotną gęstwinę, od dawna nie tkniętej ludzką stopą. Po wielu godzinach wyczerpującego marszu ścieżką, którą najprawdopodobniej wydeptały dzikie zwierzęta, natrafili na otwartą przestrzeń. Zachwyceni widokiem zatrzymali się, odłożyli na bok plecaki i wyjęli z nich kanapki i wodę.
Ohhh, jak przyjemnie było by odpocząć w drodze… – usiedli wyczerpani ale zadowoleni w słońcu.
Radość nie trwała długo. Jeden z nich kątem oka spostrzegł ruch. W ich stronę skradał się tygrys. I chociaż tak się składało, że lasach Bengalu prawie wcale nie było tygrysów bengalskich – oni mieli szczęście spotkać jednego z nich, na żywo w jego naturalnym środowisku.
Ohhh, jak przyjemnie było by posilić się po odpoczynku… – tygrys obnażył pazury i zastygł kilkanaście metrów od nich. Czekał na ich ruch, aby zaatakować.
(Jeżeli masz w domu kota, to może widziałaś / widziałeś, jak zastyga w bezruchu, kiedy dostrzeże okazję, by złowić mysz. Mysz stoi jak zahipnotyzowana, kot wyczekuje i w pewnym momencie, jednym skokiem dopada ją, by zanurzyć w jej nieszczęsnym ciałku swoje pazury.)
Już po nas – powiedział pierwszy i zaczął lamentować. Drugi trochę pomyślał i zaczął działać. Bardzo powoli, tak aby nie sprowokować tygrysa, wyciągnął z plecaka trampki, a drugą ręką zdjął ciężkie turystyczne buty, które miał na nogach. Delikatnie przekładał sznurówki przez dziurki w sportowych cichobiegach, aż w końcu zawiązał je na stopach.
Przecież to nic nie da i tak go nie prześcigniesz – odezwał się do niego towarzysz. Wiem – pokiwał głową podróżnik w trampkach – jego na pewno nie, ale ciebie tak.
Historię o tym, że nie trzeba być najszybszym w dżungli – wystarczy być trochę szybszym (dosłownie o metr), opisał w 1989 roku Stephen Covey, w książce “7 nawyków skutecznego działania”.
Po raz pierwszy przeczytałem ją pod koniec swoich studiów, czyli w okolicach 2000 roku i przez 20 lat, które upłynęło od tamtego czasu, na swojej ścieżce zawodowej spotkałem 3 tygrysy, złe, silniejsze i bardziej złośliwe od wszystkiego co znam bestie, którym nie można było dać się złapać.
Pierwszy tygrys
Pierwszy tygrys pojawił się w 2001 roku, gdy kończyłem studia. To były niełatwe czasy. Bezrobocie w Bydgoszczy, z której pochodzę sięgało 30%, więc szansa, że znajdą pracę była niewielka. W każdym razie, zamiast lamentować, zawiązałem swoje trampki. Pozaliczałem egzaminy trochę szybciej i moja zawodowa przygoda zaczęła się trochę wcześniej niż większości moich kolegów. Dzięki temu wkrótce poznałem wartościowego człowieka – mojego pierwszego poważnego pracodawcę – Pana Zenona Bąkowskiego, którego do dziś uważam również za swojego pierwszego mentora. “Szef”, bo tak o nim mówiliśmy udzielał mi życiowych lekcji i jeszcze za to mi płacił. Jedną z najważniejszych była lekcja, w której wytłumaczył mi, że nie pracuję “dla niego“, tylko “u niego” i że jeżeli chcę odnieść zawodowy sukces to niezależnie u kogo pracuję “muszę pracować dla siebie”.
Na własnym przykładzie pokazał mi, że w życiu trzeba mieć własny cel i nawet jeżeli się nie ma pieniędzy na starcie, ale konsekwentnie się go realizuje, w ciągu kilku lat można go osiągnąć. A przynajmniej zrobić coś fajnego, coś wielkiego, a przynajmniej coś pożytecznego dla innych.
Drugi tygrys
Drugi tygrys wyskoczył na mnie w roku 2010, pod koniec poprzedniego kryzysu ekonomicznego, który wywołały amerykańskie banki sprzedając na prawo i lewo kredyty tzw. “subprime” czyli mówiąc potocznie “shit” w pięknym opakowaniu z ratingiem AAA+. Globalna gospodarka “klękła” a Polska chociaż, wg mediów była tzw. “zieloną wyspą”, to moja firma w ciągu jednego kwartału straciła wszystkie kontrakty, na dokładkę skończyły się wszystkie projekty finansowane z EFS, a Wyższa Szkoła Bankowa, w której od 2005 roku prowadziłem autorskie studia podyplomowe “Zarządzania jakością” zrezygnowała z moich usług.
Pamiętam to uczucie – ten tygrys prawie już mnie miał!
Był to okres mojej pierwszej fascynacji filozofią KAIZEN i słowami Masaki Imai, autora jednej z najlepszych książek o zarządzaniu pt.: Gemba Kaizen” żeby nie “nie pracować ciężko – tylko mądrze“. Dokładnie wtedy z moim zespołem próbowałem bezskutecznie wyrwać się ze szponów tego kryzysu.
Pomimo coraz cięższej pracy i coraz większych nakładów – nie było efektów, aż rachunku firmowym pojawiła się 6 cyfrowy debet. W końcu zaczęliśmy myśleć i uciekliśmy z firmą do innej branży (wówczas rozkwitała branża maszyn rolniczych, zasilana unijnymi miliardami), która okazała się dla nas wybawieniem z kryzysu na kilka lat.
Spotkanie z drugim tygrysem udowodniło, że dobrze jest najpierw pomyśleć, później znowu pomyśleć i dopiero, jak wszystko jest dobrze przemyślane – zacząć działać!
Trzeci tygrys
Trzeci tygrys rzucił się na nas w połowie marca 2020 i wyrwał nas ze strefy komfortu, w której tkwiliśmy dłuższy czas ciesząc się corocznym wzrostem i rozwojem firmy.
Nauczeni poprzednimi spotkaniami – trampki mieliśmy już spakowane, a długi kij do odganiania dzikich zwierząt pod ręką. Kto by przypuszczał, że na naszej drodze pojawi się nie tygrys bengalski tylko jakiś przedpotopowy stwór jaskiniowy, albo jeszcze coś gorszego? Kto wie co… bo to bydlę które co prawda porykuje i błyska zębami, ciągle siedzi w cieniu i nie wiemy jak wygląda, dopóki z niego nie wylezie i nie pojawi się w słońcu, w całej swojej zabójczej krasie.
Na razie wystawiliśmy kije, nagonka dmucha w gwizdki i kręci kołatkami odwlekając najgorsze. Trampki mamy już zawiązane na nogach, fazę koncepcyjną za sobą. Wiemy, co chcemy i wiemy, który kierunek ucieczki wybrać…
Nowe, trochę lepsze produkty są już w grze, a nowsze i jeszcze lepsze przed nami. Czas na nowy Backlog. Czas na nowe SPRINT-y. Czas dobrze wykorzystać szansę – którą Steven Covey przewrotnie nazwał spotkaniem z tygrysem. Na tą okoliczność potrzebuje tylko jednej rzeczy – zaangażowanego zespołu, z którym po zakończeniu kryzysu wejdę na nowy, wyższy poziom tak samo jak wcześniej, bo…
“Chcę mieć tylko takich ludzi, którzy są dobrzy i zdolni i z którymi łatwo się pracuje, ponieważ życie jest za krótkie żeby mieć do czynienia z wariatami.“
GEORG LUCAS
Jestem pewien, że wielu z nas właśnie jest na niespodziewanej randce z tygrysem i ma już nawet poukładane w głowie, co w związku z tym trzeba było by zrobić…
…ale coś mi jednak mówi, że niewielu z nas to zrobi.
Bo tylko jedna rzecz odróżnia wizjonera od marzyciela. To, że wizjoner w końcu zamienia swoją wizję w działanie, a marzyciel ciągle marzy…
Bydgoszcz, Wrocław. Maj 2020